I znów w śmierciożerczej scenerii… Niestety nie mogę Wam obiecać, że po raz ostatni, za to mogę przyrzec, że już wkrótce odetchniemy całkowicie innym, świeżym powietrzem. Ale niech to będzie niespodzianka. Tymczasem serdecznie zapraszam Was do lektury rozdziału numer trzy – tym razem dedykuję go wspaniałej N., która od dłuższego czasu podtrzymuje mnie na duchu, a także obchodziła niedawno urodziny – najlepszego! Serdeczne pozdrowienia także dla wszystkich czytelników – bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! Nie jest ich wiele, ale za to nieprawdopodobnie wiele one dla mnie znaczą. Całusy. Wasza Natalie
Droga Ginevro!
Mam nadzieję, że ten list mimo wszystko dojdzie – chociaż nie mogę ręczyć za tę biedną ptaszynę, którą Irene (to moja szwagierka) udało się złapać za domem. W tym miasteczku, w którym teraz przybywam, jest potwornie – wyobraź sobie, że jest prawie w połowie zamieszkane przez czarodziejów, a nie ma tu żadnej porządnej poczty, nie mówiąc już o jakimś lepszym sklepie z różdżkami! Nie wiem, co my teraz poczniemy – wczoraj Robert złamał swoją różdżkę, a Błędny Rycerz przecież już nie działa, żebym mogła w jakiś sposób dostać się na Pokątną!
Zaczęło się oczywiście od tego, że mój mąż postanowił – jak zwykle – mnie nie posłuchać, czyli wybrał się wczoraj na kolejny mecz quidditcha z kolegami. Chwilę po tym jak stary Dippetto, nasz sąsiad, złapał znicza, zniknął pojawili się ci upiorni śmierciożercy! Robert wciąż jeszcze nie doszedł do siebie po tej mocnej klątwie, którą dostał, ale był na tyle przytomny, że jeszcze dziś rano teleportowaliśmy się do rodziny jego brata. Mieszkają w jakiejś małej wioseczce, której nazwy nie mogę Ci podać – Graham (brat Roberta) mówi, że tak będzie bezpieczniej. Powoli się rozgoszczamy i wygląda na to, że zostaniemy tu na dłużej – teraz, kiedy nie wiadomo, czy nasz dom jest bezpieczny. Na razie mój mąż próbuje – tak jak i ja! – dojść do siebie po wczorajszych wydarzeniach. Marcus Abbot podobno nie żyje. I pomyśleć, że ostatnie słowa, jakie do niego kierowałam, były krzyki o tym, że jest starym pijakiem… Nawet nie wyobrażasz sobie, Ginny, jak mi teraz wstyd. Najbardziej martwię się, co stanie się z jego biedną córką, Hanną. Biedna dziewczyna, parę lat temu straciła przecież też matkę. Przysięgam ci, kochanie, że jak tylko sytuacja się uspokoi, spróbuję się o niej czegoś dowiedzieć.
Na koniec zostawiłam jedną dobrą wiadomość. Rozmawiałam już z Irene i podobno niedaleko stąd mieszka pewien nieco zdziwaczały czarodziej, który kolekcjonuje najstarsze wzmianki o czarodziejach i jest uznawanym historykiem. Być może ma w posiadaniu oryginalny rękopis historii Helgi Hufflepuff – ten, którego tak usilnie szukamy!
Dobranoc, Ginny.
Twoja
Jenna
Ledwo zamknął drzwi za swoim pokojem, tuż przed nim pojawiła się roześmiana Avada Nott, ubrana w standardowy strój śmierciożerczyni – długą, czarną pelerynę i równie ciemną, wyjątkowo skąpą sukienkę tuż pod nią. W połączeniu z jej nienaturalnie dużymi, lazurowo niebieskimi oczami okalonymi długimi rzęsami i długimi pasmami kruczoczarnych loków, Draconowi Malfoyowi trudno było się nie zgodzić z panującą w Hogwarcie opinią jakoby Avada Nott była jedną z najurodziwszych śmierciożerczyń w zamku. Jednocześnie nie mógł powstrzymać wstrętu na jej widok. Siostry Nott były dalekimi kuzynkami jego kolegi Notta, zaś do śmierciożerców dołączyły tuż po ukończeniu Durmstrangu. Draco zawsze wiedział, że rodzina Notta nie ma do końca dobrze poukładane w głowie, ale nie wyobrażał sobie, jak można nazwać swoje córki – tak jak siostry Nott – Avadą i Kedavrą. A może po prostu to on był inny...
– O, Draco? – zręcznie udała zdziwienie młodsza z sióstr. – Co ty tutaj robisz? – zapytała, jednocześnie przysuwając się do niego niebezpiecznie blisko.
„A co mogłem robić, zamykając drzwi od swojego pokoju? Zastanówmy się” – parsknął cicho Draco, w duchu marząc, żeby stare deski Hogwartu rozstąpiły się pod tą denerwującą dziewczyną.
– Witaj, Avado – powiedział uprzejmie blady arystokrata, dyskretnie się od niej odsuwając. – Mógłbym cię zapytać o to samo, nie sądzisz?
Kobieta ponownie wybuchnęła perlistym śmiechem.
– Jesteś taki zabawny, kochany – powiedziała, ignorując niegrzeczne prychnięcie ze strony jakiejś czarodziejki z portretu wiszącego tuż nad nimi. Był to dość niecodzienny widok, bacząc na fakt, że większość przerażonych czarodziejów z obrazów pochowało się za ramami jak tylko zwolennicy Voldemorta wprowadzili się do zamku. I nie zrobiły tego tylko obrazy. Draco, a mieszkał w Hogwarcie jako śmierciożerca już długo, nigdy nie zauważył żadnego ducha, które w strachu pochowały się pewnie gdzieś głęboko w ciemnych lochach. Nie licząc Jęczącej Marty, oczywiście, która stale nawiedziała pokój Dracona, wciąż wypominając mu pamiętny pojedynek z bliznowatym w łazience. Pozbyć się jej mógł jedynie rzucając przez jej głowę jakąś ciężką i grubą książką. Ostatnio był to zawsze poradnik Z czarną magią za pan brat. 365 nieznanych klątw czarnomagicznych na każdy dzień Petera N. Crawforda, który denerwował Martę o wiele bardziej niż inne książki.
– Wiesz, właśnie wybierałam się do ciebie, mój drogi… – ciągnęła Nottówna. – Miałam nadzieję na jakąś przyjemną kolację w oparciu o to wspaniałe białe wino, którym poczęstowałeś mnie ostatnio… Wyśmienite! A Blaise z Kedi na pewno chętnie by wpadli…
– To Kedavra się zdrabnia? – mruknął cicho Draco, a następnie dodał głośniej – Wybacz, Avado, ale…
– Dlaczego już nie mówisz do mnie „Avi”? – zapytała kobieta niczym mała obrażona dziewczynka. –Tak to lubiłam…
Draco Malfoy podniósł oczy do nieba.
– Niezmiernie cię przepraszam, ale mam za chwilę spotkanie z Czarnym Panem i naprawdę nie chce się spóźnić – co powiedziawszy, szybkim krokiem wyminął natrętną przedstawicielkę rodu Nott i modląc się, aby po drodze nie spotkać jej równie irytującej siostry, ruszył korytarzem na trzecim piętrze. To właśnie tu mieściły się kwatery najważniejszych śmierciożerców, zaś na końcu ogromne komnaty jego – Voldemorta. Arystokrata uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie furii, jakiej dostał Czarny Pan, kiedy okazało się, że nawet po obrzuceniu kamiennego gargulca całą litanią złowrogich zaklęć nie jest w stanie objąć gabinetu dyrektora, Albusa Dumbledore’a. Zamek bronił się przed nimi, jak tylko mógł…
Mijając liczne zielono-srebrne dekoracje i podobizny Salazara Slytherina, które obecnie stanowiły istotę dekoracji Hogwartu, Draco Malfoy dotarł do pomieszczeń Czarnego Pana. W oczekiwaniu na Glizdogona zastanawiał się, co kiedyś znajdowało się w tym miejscu. Jedna z pustych klas? Sala z lustrem Ain Eingrap, które odkrył w szóstej klasie, gdy obmyślał kolejny plan zamordowania Dumbledore’a? Wzdrygnął się natychmiast. Nigdy nikomu nie powiedział, co zobaczył wtedy w tym przeklętym lustrze… Nikt nie miał prawa wiedzieć… Najskrytsze pragnienie jego serca było jednocześnie jedną z najbardziej wstydliwych tajemnic, jaką posiadał. Nawet w porównaniu z wspomnieniem o byciu fretką w czwartej klasie.
– Witaj, Draconie – odezwał się chłodny, wyzuty z emocji głos, gdy drzwi otwarły się przed młodym Malfoyem.
***
- Jesteś jednym z moich najwierniejszych sług, Draconie – ciągnął Voldemort zimno, świdrując wzrokiem bladą twarz śmierciożercy. – Dlatego postanowiłem zlecić ci pewną bardzo ważną misję, misję, za którą Lucjusz oddałby swoją różdżkę.
Jeżeli Czarny Pan chciał w ten sposób zachęcić Dracona, Malfoy był zmuszony stwierdzić, że niestety porównaniem z jego ojcem osiągnął skutek wręcz odwrotny.
– Od paru miesięcy mam pewne powody, aby przypuszczać, że stary Dumbledore odkrył jedną z moich ważniejszych tajemnic. To źle, bardzo źle. Draconie – rzekł nagle ostrzej Czarny Pan.
– Tak, mój panie? – Draco bardzo się starał, by w jego głosie nie można było usłyszeć kpiny.
– Czy wiesz może, czym są… horkruksy?
***
Draco Malfoy odczuł nieprzyjemne uczucie deja vu, kiedy dwie godziny po porażającej rozmowie z Voldemortem i kilka chwil po przeczytaniu sowy od starego Snape’a, rozkazującej mu natychmiastowe pojawienie się w siedzibie Zakonu, zamykając drzwi swojego gabinetu, zobaczył w korytarzu szybko zbliżającą się ku niemu kobiecą sylwetkę. Właściciel nieprawdopodobnie błękitnych oczu cicho jęknął, widząc przed sobą kolejną z sióstr Nott. Tym razem była to Kedavra.
Wyższa (i starsza) od swojej siostry, a także ubrana o wiele mniej wyzywająco, choć tak samo ładna, sprawiała wrażenie o wiele bardziej poważnej. Jedynie uśmiech, który zagościł na jej twarzy na widok Dracona, był dokładnie taki sam.
– Dobry wieczór, Draconie. Słyszałam, że miałeś audiencję u Czarnego Pana, czy nie tak? – zapytała uprzejmie.
– W istocie, Kedavro – odpowiedział chłodno, nieświadomie od razu przejmując jej bardzo oficjalny ton.
– Cóż, mam nadzieję, że wszystko przebiegło po twojej myśli i że obyło się bez żadnych niemiłych incydentów, jak ostatnio stało się z biedną Pansy… – na twarzy Kedavry pojawiło się udane zatroskanie.
„Jeżeli pod <niemiłymi incydentami> masz na myśli małe Crucio, to rzeczywiście, obyło się” stwierdził w myślach Draco. „A Parkinson sama się w to wpakowała. Nic nie zmądrzała od ukończenia szkoły, tak jak wtedy wciąż jest najgorszą uczennicą, choć w innych przedmiotach…” pomyślał młody Malfoy i niemal natychmiast w jego głowie pojawił się niechciany obraz dziewczyny o wiele lepiej się uczącej. „Nie myśl o niej, kretynie! Skup się na zadaniu, które musisz wykonać”.
– Jakieś plany na wieczór? – zapytała Nottówna, uśmiechając się delikatnie i jednocześnie odsłaniając swoje nienaturalnie białe zęby. Były one już od dawna głównym powodem plotek wśród żeńskiej części śmierciożerców. Draco musiał się roześmiać, gdy przypomniał sobie poddenerwowany głos Pansy Parkinson podczas jednej z ostatnich kolacji u Zabiniego: „Doprawdy nie wiem, gdzie ona zdobywa te wspaniałe wybielacze. Podobno można dostać je jedynie w Magicznej Drogerii Puff’s w Hogsmeade, a przecież poza mury zamku można wybrać się tylko na misję! A wszyscy wiedzą, że Czarny Pan nie ufa jej na tyle, żeby dawać Kedavrze Nott jakieś poważniejsze zadania niż przepędzenie Irytka z Wielkiej Sali”. „Nie mam pojęcia, skąd je ma, Pansy. Ostatnio zbywa mnie byle czym. Własna siostra!”. „Nie przejmuj się, Avi, ona już taka jest…”.
– Niestety – odpowiedział.
– Gdybyś wiedziała, jakie on ma plany na wieczór, nie uśmiechałabyś się, o nie! – roześmiała się nagle ta sama czarownica z portretu, która pojawiła się tam wcześniej.
– Zamilcz! – Draco wycelował w nią różdzką, powodując jedynie jej większe rozbawienie.
– Doprawdy, Draco, jak na syna Lucjusza masz zaskakująco okropne maniery – po tej uwadze czarownica zniknęła z obrazu, najpewniej z powrotem chowając się za jego ramami.
– Kim ona jest? – zmrużyła oczy Kedavra.
– A kogo to obchodzi? – mruknął pod nosem młody Malfoy i korzystając z chwilowej nieuwagi rozmówczyni ruszył szybko korytarzem w przeciwnym kierunku.
– Do zobaczenia, Draco! – krzyknęła za nim jeszcze kobieta.
„Merlinie uchowaj” odpowiedział jej w myślach. Wyszedł szybko z zamku, a następnie w trybie natychmiastowym wyruszył do jednej z głównych siedzib Zakonu Feniksa w Londynie. Albus Dumbledore nie lubił czekać, a noc – ta ważna noc, podczas której tyle się wydarzyło – miała się ku końcowi…
***
Rankiem, tuż po nocy, w której porwano Ginny Weasley, upewniwszy się, że jego chrześniak rozmawia z już – goblin wie, w jakim celu – Dumbledore’m, Severus Snape ruszył do kuchni w poszukiwaniu czegoś zdatnego do jedzenia, co jednocześnie nie byłoby Eliksirem Sytości. Serdecznie nie znosił już smaku tej mikstury, która w ostatnich dniach skutecznie zastępowała mu wszelkie posiłki.
Zatrzymał się nagle i jak sparaliżowany stanął w drzwiach kuchni, patrząc na osobę, którą tam zobaczył. Molly Weasley.
Była zawsze taka uśmiechnięta i pełna rodzinnego ciepła, ciepła, którego tak bardzo mu brakowało. Jej włosy miały śliczny, rudy odcień – taki sam jak niegdyś miała Lily.
Kiedy popatrzył na jej piękne brązowe oczy, teraz pełne ukradkiem ocieranych łez, poprzysiągł sobie, że nie spocznie, jeżeli nie uda mu się uratować Ginevry Weasley.
Już kiedyś zawiódł jedyną kobietę, którą kiedykolwiek kochał. Nie chciał, by to się powtórzyło.
– Może ci jednak pomogę, Molly – zaproponował, kiedy zobaczył jak trzęsą się jej ręce, gdy próbuje rzucić zaklęcie czyszcząco-sprzątające.
Zarumieniła się po same czubki uszu, kiedy dotknął jej ręki i pokazał właściwy ruch nadgarstkiem.
– Dziękuję, Severusie – powiedziała, uśmiechając się delikatnie.
Stali tak przez chwilę koło siebie, aż wreszcie Snape chrząknął.
– Molly? Molly, kochanie, gdzie jesteś? – marudny, gruby głos Artura Weasleya przebił się przez ścianę.
Kobieta szybko wyszła z pokoju, nie oglądając się nawet na Snape’a.
– Tak, Arturze? – spytała, jak wydawało się Snape’owi, zrezygnowanym tonem.
– Zrobisz mi herbaty, skarbie?
Snape skrzywił się, słysząc głos tego rudowłosego kretyna z niepokojącą fascynacją do mugolskich wynalazków. „Jak taka kobieta jak Molly Weasley może wytrzymywać z kimś takim?” – to wydawało mu się niepojęte.
– Molly, widziałaś moje okulary?! – rozległ się kolejny krzyk.
– Na litość boską, to jest główna siedziba Zakonu Feniksa, a nie domek letniskowy! – mruknął pod nosem Severus Snape, okrywając się szczelnie czarną peleryną. Miał dziś jeszcze dużo do zrobienia.
***
– Wybieram się od razu? – zapytał napiętym głosem Draco Malfoy, starając się nie patrzeć na swojego dawnego dyrektora, Albusa Dumbledore’a. Nigdy nie mógł znieść tych niebieskich tęczówek, które nie patrzyły, tylko świdrowały wzrokiem swojego rozmówcę. Sytuacja była o tyle niezręczna, że przed laty, krótko po tym jak dołączył do śmierciożerców, próbował zamordować Dumbledore’a. Ale w przeciwieństwie do Dracona, stary czarodziej chyba nic sobie z tego nie robił.
– Jak tylko profesor Snape i panna Chang upozorują twoją śmierć, oczywiście. – odpowiedział spokojnie Albus Dumbledore, z uwagą przyglądając się tej bladej twarzy, na której malowała się teraz determinacja. Wśród szeregów śmierciożerców było bardzo niewielu szpiegów Zakonu Feniksa, a był to właśnie Snape, Draco i Cho Chang, ładna Krukonka, którą młody Malfoy pamiętał ze szkoły, ale nigdy nie udało mu się zamienić z nią choćby zdania. Nie był do końca pewien co nią kierowało i dlaczego tak jej zależało na szpiegowaniu dla Zakonu, ale osobiście uważał, że kompletnie nie nadawała się do tego zadania. Na początku swojej roboty dla Czarnego Pana miała łzy w oczach, jak tylko jakiś mugol dostał mocniejszym urokiem, nie mówiąc już o jej trzęsących się rękach, kiedy przesłuchiwała jakąś czarownicę z Ministerstwa. Draco pomyślał, że będzie naprawdę zdziwiony, jeżeli nikt nie zorientuje się dla kogo naprawdę pracuje Chang.
– Panna Granger pewnie będzie też chciała się pożegnać – dodał Dumbledore pogodnym tonem.
Do Dracona w pierwszej chwili nie dotarło, co usłyszał.
– Co ma z tym wspólnego Granger? – warknął niegrzecznie, poczym natychmiast się opanował. – Najmocniej przepraszam, panie profesorze, co ma z tą sprawą wspólnego Granger? – z trudem udało mu się powstrzymać głos od drżenia.
– Panna Granger będzie oczywiście panu towarzyszyć. Chyba nie myślał pan, panie Malfoy, że puszczę pana na tę misję samego – Dumbledore wyglądał na szczerze rozbawionego. – Zabawny pomysł, Draconie.
– Jak to TOWARZYSZYĆ?! – wstał gwałtownie, tym razem nawet nie próbując się uspokoić.
– Panna Granger od dawna była zaangażowana w całą sprawę i poszukiwała horkruksów razem z panem Potterem, co zostało przerwane ze względu na jej sprawy prywatne. Niestety pan Potter w obecnym stanie nie będzie mógł kontynuować poszukiwań. Ale biorąc pod uwagę mapę, którą dzisiejszej nocy podarował panu Lord Voldemort, jestem absolutnie przekonany, że razem z panną Granger pańskie poszukiwania będą bardzo owocne – Dumbledore skłonił głowę ku młodemu Malfoyowi.
Draconowi zaczynał działać na nerwy spokojny głos byłego dyrektora Hogwartu.
– To nie może być Granger – oświadczył, całą siłą woli powstrzymując się od rzucenia na tego irytującego staruszka jakieś mocnej, dobrej klątwy, takiej jak ta, którą ostatnio grzmotnął Blaise’a. – To musi być ktoś inny… Może Snape upozoruje śmierć moją i Cho Chang…
Albus Dumbledore zmierzył arystokratę chłodnym spojrzeniem.
– Ta decyzja nie podlega dyskusji – odrzekł nieprzyjemnym tonem. – Przyprowadź do mnie pannę Granger, jeśli łaska.
– Oczywiście – burknął młody Malfoy.
– I… – Dumbledore umilkł. – Powodzenia, Draco.
– Powodzenia! – mruknął z wściekłością Draco, zamykając za sobą drzwi. – Powodzenia! Sam by się staruch ruszył… Granger… Merlinie, za jakie grzechy Granger!...
– Malfoy? – Ron Weasley stanął jak wryty, natykając się w jednym z upiornych korytarzy przy Grimmauld Place 12 na śmierciożercę. Nad jego głową Regulus Black wpatrywał się tępo w przestrzeń, co zgrabnie udało się oddać malarzowi na portrecie.
– Weasley – na twarzy Malfoya pojawił się paskudny uśmiech. – Dorabiasz sobie, zmywając Dumbledore’owi posadzki?
– Zamknij się, Malfoy – wysyczał Ron, na którego twarzy wykwitły już czerwone plamy.
– To by oznaczało, że przynosisz do domu trochę złota… Chociaż nie, parę godzin temu widziałem twoją siostrunię i nie wyglądała na zachwyconą… pewnie martwi ją, że jej brat to taki palant, co, Weas… – Draco Malfoy nigdy nie dokończył tego zdania. Nagle poczerwieniały z wściekłości Ron rzucił się na niego z pięściami,
– Nie… waż… się… mówić… o…. Ginny…ty… morderco! – ryknął Ron, gdy raptem korytarz rozświetlił jasnoniebieski promień, a Rona odrzuciło do tyłu, prosto na portret Regulusa Blacka. Jednocześnie na schodach pojawiła się rozgniewana Hermiona.
– Co się tutaj… – zaczęła ze złością, aby następnie umilknąć w pół zdania na widok Dracona, który właśnie podnosił się z podłogi po tym jak pięść Weasleya o mało nie zatrzymała się na jego nosie, a później Rona, który leżał w dziwnej pozycji pod portretem.
– Ron! – krzyknęła ze zgrozą.
– Przeżyje – odparł lekceważąco Draco, patrząc kpiąco na Hermionę. – Dumbledore cię prosił, Granger – wskazał jej drzwi za sobą, a następnie zbiegł szybko po schodach w dół. Na szczęście nie natknął się na żadnego z Zarozumiałych Gryfonów Myślących Że Wystarczy Dołączenie Do Zakonu Feniksa I Popijanie Herbatki Żeby Zostać Bohaterem ani Jestem Dużym I Mądrym Aurorem A Ty Śmierciożercą Chłopcze. Wszedł do kuchni, a następnie usiadł przy stole i dotknął różdżką pergaminu, który wyjął z peleryny. Niemal od razu pojawiła się przed nim mapa.
Mapa, na której zaznaczono wszystkie horkruksy Czarnego Pana.
Cudo!! Jeszcze więcej tajemnic i nie wyjaśnionych spraw ale dobrze bo lubię takie łamigłówki. :) Nie mogę wykminić od kogo są te listy do Ginny, żadne imię mi nic nie mówi. AVADA I KEDAVRA ?? Leżę i nie wstaję, jak tak można nazwać swoje dzieci? Osobiście lubię Notta i uważam, że jest inteligentny ale jego kuzynki (? dobrze zapamiętałam) to jego przeciwieństwo, nie lubię takich pustych lal. Strzele w nie AVADĄ (i) KEDAVRĄ. :D Co to za skryte pragnienie ujrzał Malfoy w lustrze Ain Eingarp? Draco jak zwykle arogancki i pewny siebie, a Weasley... nie będę się wypowiadać. Rozdział świetny, POZDRAWIAM :)
OdpowiedzUsuńCzekam na NN. :P
Podoba mi się że Draco wraz z Hermioną będą szukać horkruksów, jeszcze takiej historii nie czytałam :)
OdpowiedzUsuń~Natalia
Dobra z rozdziału na rozdział to coraz bardziej mnie wciąga! Yh nie mogę uwierzyć że teraz muszę czekać na kolejny rozdział :/
OdpowiedzUsuńDraco i Herm bbędą szukali razem horkruksow ? Genialne ! Nie no serio nie wiem czym mnie jeszcze zaskoczysz ale nie mogę się doczekać.
Na początku znowu te listy. Mam nadzieję że szybko to się wyjaśni bo zżera mnie ciekawosc.
Ten fragment i wybielaczu do zębów mnie po prostu rozwalil serio!
Dobrze że Draco nie stracił tutaj w twoim opowiadaniu tego swojego charakterku chociaż ten tekst o Ginny nie był za miły - ale i tak go kocham ♥
Podsumuje - piszesz genialnie. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. I aby więcej takich jak ten :D
Całusy
Liv
Ps. W wolnej chwili zapraszam do mnie. Może ci się spodoba chociaż na razie tylko prolog :)
http://lovepoison-dramione.blogspot.com/
Dobra. Zaczyna się coś dziać ^^ Ale Draco z Mioną bd mieli łatwo... mapka, phi! Ale opowiadanie mi się bardzo podoba. Dodam twego bloga do mojej listy. Pozdrawiam, weny życzę i informuj <3
OdpowiedzUsuńjaipansvingtans.blogspot.com
Twoja Taylis
Super.... DRACO i HERMI i horkruksy :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, czytało mi się super. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
Zapraszam do siebie
http://milosc-wszystko-wybaczy.blogspot.com/
A ja tak dla odmiany zawisnę na chwilę nad postacią profesora Snape'a :D
OdpowiedzUsuńCzyżby on i pani Weasley? ^^ No no no :D
Draco, Hermiona i horkruksy? Ciekawe :D
Zaczyna się naprawdę ciekawie Draco , Hermiona i ich wspólna misja .
OdpowiedzUsuńBędziesz jeszcze dodawała rozdziały ?
Jak tak to super bo piszesz fajną , ciekawą i oryginalną historię .
Pozdrawiam i życzę weny . :D
Jaki Draco jest... aww... uwielbiam. Bardzo mi się też podoba Snape. Fajnie Ci idzie, naprawdę. Cieszę się, że się nie poddajesz i dajesz radę! Oby tak dalej, trzymam za Ciebie kciuki!
OdpowiedzUsuńVenetiia
Masz mnie.
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie stylem jakim piszesz i samym pomysłem.
Nie spotkałam się z pod żadnym pozorem podobnym choćby o milimetr blogiem. Zaskakujący,ciekawy i intrygujacy.
Ciężko mi uwierzyć, że za cztery rozdziały będę musiała się opanować i włączyć moja cierpliwość i wyczekiwaćwiczenia na dalsze rozdziały.
Niesamowicie mnie wciągnęłaświat juz po trzech rozdziałach,a mało komu się to udaje! Jestem pozytywnie zaskoczona:)
Pozdrawiam, Nana
Avada i Kedavra rozwalają system :D black_eye
OdpowiedzUsuń