sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 4. Żegnać

Rozdział bardzo przejściowy, nie jestem z niego specjalnie zadowolona, ale już kolejne będą o wiele ważniejsze. Przede wszystkim bardzo dziękuję Wam za wszystkie komentarze, to one są dla mnie największą motywacją i radością! Mogłabym się usprawiedliwiać za tak długą nieobecność, mogłabym błagać o wybaczenie, ale nie zmieniłoby to faktu, że znikłam na tak długi czas. Niech ten rozdział będzie moimi przeprosinami. Z dedykacją dla Effy Riddle i Lilien 123. Buziaki. Natalie. 

Kochana Ginny!
Czy u Ciebie wszystko dobrze? Nie odpisałaś na żaden z moich ostatnich listów. Wiem, nie powinnam się martwić, przecież masz mnóstwo obowiązków w Zakonie. Irene – to żona brata mojego męża – powtarza, żebym się nie denerwowała. Gdyby coś Ci się stało, na pewno mówili by o tym przez radio, prawda? 
Robert i ja powoli przyzwyczajamy się już do nowego miejsca zamieszkania. Mój mąż, Merlinowi dzięki, doszedł już do siebie po tym okropnym uroku i chce wrócić do pracy, ale uprosiłam go, żeby odpoczywał jeszcze parę dni. Nie wytrzymam tego niepokoju, jeżeli codziennie będzie spędzał w Mungu kilkanaście godzin, a ja nie będę miała od niego żadnej wiadomości. 
Mam dla Ciebie też niespodziankę. Dziś rano wybrałam się z wizytą do pana Arnolda, jest starym czarodziejem mieszkającym na skraju miasteczka i kolekcjonuje wszystkie najstarsze zapisy na temat czarodziejstwa. Na początku był bardzo nieufny, ale kiedy kilkakrotnie powtórzyłam swoje nazwisko, zgodził się pokazać mi swoje zbiory. Rzeczywiście posiada ten stary rękopis o Heldze Hufflepuff. Nie chcę pisać Ci tego, czego dowiedziałam się w liście – bo co by się stało, gdyby ten list wpadł ręce jednego z tych obrzydliwych trollożerców? – ale musimy się spotkać, Ginny. Zostało mi do przetłumaczenia jeszcze kilkanaście stron tej starej księgi, a w połączeniu z tym rękopisem, jesteśmy coraz bliżej celu. 
Jeszcze raz wyrażam nadzieję, że u Ciebie wszystko w najlepszym porządku. 
Uściski. 
Twoja Jenna

Pożegnania to najokropniejsza rzecz na tym świecie zaraz po Eliksirze Wielosokowym z włosem Goyle’a i Hermiona Granger dobrze o tym wiedziała. Nazajutrz wyruszała na misję, a w rzeczywistości Zakonu Feniksa wyruszanie na misję niekoniecznie posiadało w pakiecie szczęśliwy powrót do domu. 
– Dziękuję, Parvati – uśmiechnęła się słabo dziewczyna, patrząc na małą torebkę, w której – dzięki specjalnemu zaklęciu, a także umiłowaniu do porządku młodszej bliźniaczki Patil – znajdowały się już potrzebne ubrania, stare księgi, fałszywy medialon i namiot. Brakowało tylko najważniejszej rzeczy – mapy – ale ta wciąż pozostała w rękach Dracona Malfoya. Na myśl o białowłosym śmierciożercy Hermiona się wzdrygnęła. Dlaczego właśnie z nim musi szukać horkruksów? Z człowiekiem, który jako pierwszy ze wszystkich – a przez kolejne lata miała słyszeć te obelgę wielokrotnie – nazwał ją „szlamą”? 
– Przynajmniej jest przystojny – pocieszyła ją Parvati, jakby słysząc myśli przyjaciółki. 
Hermiona mruknęła coś pod nosem w odpowiedzi. 
Nagle drzwi do pokoju dziewcząt gwałtownie się otworzyły. Stał w nich czerwony na twarzy, wściekły Ronald Weasley, który właśnie wykłócał się o coś z Remusem Lupinem.
– …nie pozwolę! Ona nigdzie nie pójdzie z tym… z tym mordercą! 
– Draco Malfoy jest po właściwej stronie. Poza tym to decyzja Dumbledore’a, Ron. Nie mamy na to wpływu – odparł uspokajająco Lupin, jakby nic nie robiąc sobie z tego, że gdyby oczy Ronalda Weasleya mogły zabić, byłby już dawno martwy, podobnie jak Draco Malfoy i Albus Dumbledore. – Cześć, Parvati. Hermiono, spakowałaś się już? 
– Dzień dobry, panie profesorze  – Parvati zatrzepotała rzęsami. 
– Tak – odpowiedziała Hermiona, ze złością wpatrując się w Rona. – Czy dobrze zrozumiałam, że ty, Ronaldzie Weasley, na coś mi nie pozwalasz?
Gniew w oczach mężczyzny na chwilę ustąpił miejsca strachu. 
– Nie… Nie to miałem na myśli, Hermiono…
Dziewczyna prychnęła z pogardą. 
– Tak właśnie myślałam – powiedziała i, po tym jak pożegnała się z Parvati i Lupinem, nie zaszczyciła Ronalda Weasleya ani jednym spojrzeniem. 

***

Draco Malfoy stał w cieniu korytarza i przyglądał się, jak Granger żegna się z kolejnymi ludźmi. Właśnie rozmawiała po cichu z tą przygłupią Pomyluną, a w kolejce czekało już parę innych koleżanek – w tym Lavender Brown, która przez miesiąc po zerwaniu z Weasleyem w szóstej klasie próbowała się do niego zalecać. Parsknął w myślach na wspomnienie jej prezentów nasączonych eliksirami miłosnymi. Wszystkie oddawał do zjedzenia Goylowi, aż ten całkiem zgłupiał na punkcie Gryfonki. Przez chwilę pozwolił sobie na powrót do starych, dobrych czasów Hogwartu. Kradzież temu skretyniałemu Hagridowi kilku nieśmiałków razem z Zabinim i podrzucenie ich do dormitorium dziewcząt. Strata pięknego pierścionka Pansy wciąż powracała w ich kłótniach, kiedy przez parę miesięcy z nią chodził. Próby transmutowania w szczura Notta, kiedy spał – spędził potem pięć dni w skrzydle szpitalnym, zanim pani Pomfrey udało się przywrócić mu nos i usunąć długie wąsiki. Treningi do meczów quidditcha, zawody w rzucaniu podręczników przez Jęczącą Martę i odkrycie pokoju ze zwierdciadłem Ain Eingarp. Nigdy nie przyznał się kolegom, co w nim zobaczył – wymyślając na poczekaniu coś o pojedynku z bliznowatym i Pucharze Domów. Od razu uwierzyli, zwłaszcza, że ich marzenia były bardzo podobne – może prócz Goyle’a, który widział siebie jako właściciela Miodowego Królestwa u boku Lavender Brown, zajadającego się cukrowymi piórami. 
Hermiona rozmawiała teraz z Longbottomem. Nigdy by się do tego na głos nie przyznał, ale w głębi duszy bardzo jej tego zazdrościł. Bo sam z kim miałby się żegnać? Ze swoim odrażającym ojcem? A może z Avadą Nott uwielbiającą białe wino? Bo chyba nie z matką, która popełniła samobójstwo przed dwoma laty ani nie ze Snape’m, równie uczuciowym co zdechła doniczka? Dziewczyna znikła teraz za jakimiś drzwiami. „W takim tempie, to Czarny Pan stworzy jeszcze z piętnaście horkruksów jeśli się nie pośpieszymy”, pomyślał z irytacją Draco Malfoy. Naprawdę nie rozumiał, po co był ten dzień „nabrania sił”, jak to się ładnie wyraził Dumbledore, najchętniej wyruszyłby na poszukiwania od razu. Z zadowoleniem przyjmując ni to zachwycone, ni to strachliwe spojrzenia Gryfonek, zszedł na dół do kuchni. 

***

Weszła do ciemnego, sporego jak na standardy Zakonu, pokoju. Pod ścianami stało kilka niestarannie zasłanych łóżek, na podłodze zaś walało się wszystko, co walić się winno we wspólnym pokoju kilku dwudziestoparolatków płci męskiej. Stare opakowania po czekoladowych żabach, skarpetki, podręczniki, skarpetki, swetry robione przez panią Weasley, skarpetki („Zgredek byłby zachwycony”, pomyślała) i miotły, które jako jedyne w tym chaosie wyglądały na otoczone specjalnymi względami. Wyczyszczone i błyszczące leżały w równym rządku, pławiąc się w blasku Błyskawicy znajdującej się na samym końcu. Na łóżku naprzeciwko drzwi zaś siedział Harry, wpatrujący się milcząco w przestrzeń. W dłoniach obracał przypominajkę Neville’a, aż w końcu rzucił nią z wściekłością o ścianę.
– Och, Harry – westchnęła Hermiona i przysiadła się obok niego.
– Nie uratujemy jej. Nie uratujemy jej – powtarzał jak w transie. – Rozumiesz?! Nie uratujemy jej. Nie wiem nawet, czy jeszcze żyje. Nie mam pojęcia, co się z nią stało. – schował twarz w dłoniach. 
– Mi też jej brakuje – powiedziała cicho, nie mając pojęcia, co zrobić, by uśmierzyć cierpienie przyjaciela. Mogli udawać, że nic się nie stało, mogli o tym nie rozmawiać, ale Ginny stale była w ich myślach, w milczeniu, które zapadło po słowach Hermiony, w otaczającej ich przestrzeni, i wreszcie w ciszy, którą przerwał głos Parvati nawołującej przyjaciółkę. 

***

Ból pojawił się nagle: ostry, gwałtowny i przeszywający. Harry czuł się tak, jakby w środku jego czaszki coś eksplodowało, poczuł, że powoli opada na podłogę…
Gniew. Harry nigdy wcześniej nie czuł tak obezwładniającej wściekłości. Lord Voldemort był wściekły, wściekły jak jeszcze nie był od bardzo długiego czasu. Właśnie dowiedział się, że jeden z jego najwierniejszych sług, któremu niedawno zlecił arcyważną misję, nie żyje. 
– Co przy nim znaleźliście, Avery? – zapytał zimno Harry, ledwo odzyskując nad sobą panowanie. Mapa. Co stało się z mapą?!
– N-nic, nic, panie, przysięgam – mężczyzna klęczał przed nim, dotykając zdartymi rękami zimnej posadzki. 
Crucio!
Krzyk Avery’ego zlał się w jedno z zaniepokojonym głosem Neville’a.
– Harry? Harry? Harry, nic nie jest? 
Harry powoli otworzył oczy. Przez chwilę wciąż widział jeszcze zielone i srebrne dekoracje jednej ze starej, hogwartowej klasy, przez chwilę czuł  gniew, który rozkazał mu wycelować różdzką w trzęsącego się Avery’ego… Nie, to nie on zrobił… To był Voldemort. To on kipiał złością, jakiej nie zaznał od wielu miesięcy, to jego plany właśnie rozsypały się w ruinę, to on torturował teraz Avery’ego, to on zniszczył życie tak wielu ludziom.
– Harry? – zapytał Neville, wciąż patrząc na niego ze strachem. 
– Nic mi nie jest – skłamał Harry, a potem zdrętwiał w przerażeniu, że ten sam los, który właśnie spotkał Avery’ego mógł spotkać także Ginny… 

***

– Łza się w oku kręci, Granger – prychnął Draco Malfoy rankiem nazajutrz, kiedy Hermiona Granger oderwała się w końcu od bliznowatego i złapała za swoją magiczną torebkę, gotowa do drogi. – Wzruszyłem się. 
– Zdałeś na teleportację, Malfoy? – warknęła ze złością Hermiona w odpowiedzi. 
Nie odpowiedział, tylko złapał ją za rękę. Dziewczyna ostatni raz spojrzała na znajome korytarze i pomieszczenia, w których ukrywała się od dwóch lat, na ogród, w którym tak często przesiadywali, wreszcie na boczną uliczkę prowadzącą na londyński cmentarz, w którym spoczywały dwie osoby, z którymi nie zdążyła się pożegnać. Zamknęła oczy, a świat na ułamek sekundy zawirował, zanim poczuła pod stopami miękki piasek.
– Gdzie jesteśmy? – zapytała, i nagle przestraszyła się, gdzie zabrał ją Malfoy. To on odebrał wszystkie instrukcje od Dumbledore’a, także te dotyczące bezpiecznej kryjówki. Blondyn mruknął cicho zaklęcie otumaniające najbliższą okolicę, a potem powiedział głośno i wyraźnie: 
– Skup się i zapamiętaj, bo powtórzę tylko raz. Ślimacza Nora, Serey Strett 29, Wishey. 
Gdy tylko Hermiona powtórzyła te słowa w myśli, z ziemi  zaczął wyrastać budynek - rósł coraz wyżej i wyżej, aż oczom dziewczyny ukazał się wielopiętrowy, bogato zdobiony i wykańczany złotem dom, niezwykłej wielkości, z bluszczem pnącym się po ścianie, i długimi, podłużnymi oknami przysłoniętymi białymi zasłonami. Nad drzwiami ktoś pięknie wykaligrafował ciąg słów w nieznanym jej języku. Nie dało się ukryć, że dom robił wrażenie, choć jednocześnie w swojej wspaniałości był na swój sposób odpychający – Hermiona nie umiałaby wytłumaczyć dlaczego. Jego właścicel musiał być bardzo bogaty.
– Czyj... – już miała zapytwać Hermiona, ale arystokrata jej przerwał: 
– Witamy w domu starego Ślimaka, Granger. 

***

Draco siedział przy dużym, dębowym stole w salonie domu Slughorne’a i przeklinając w myślach Granger, studiował mapę, którą dostał od Czarnego Pana. Próbował się skupić i zrozumieć jej działanie, ale jego wzrok cały czas odrywał się od pergaminu, do śpiącej kawałek dalej na kanapie Granger. Wyglądała prześlicznie, kiedy spała. Kosmyki brązowych włosów opadały jej na twarz. Jej jedna ręka wciąż ściskała fałszywy medialon, tuląc go do siebie. „Na goblina, skup się!”, zirytował się Malfoy, powracając do mapy. Dotychczas pokazała mu jedynie jedno miejsce, a on nie miał pojęcia, jak zmusić ją do wyjawienia kolejnych sześciu. Na dodatek tym adresem był jego własny dom, rezydencja Malfoyów. Czy tam mógł znajdować się horkurks? Ponownie dotknął pergaminu różdżką, wymawiając zaklęcie i ponownie nic się nie zmieniło. Zaklnął z irytacją.     
Nagle usłyszał jakiś dźwięk. Wstał gwałtownie i rozejrzał się dookoła. Granger poruszyła się niespokojnie. Ruszył w stronę drzwi, które ktoś teraz ewidentnie próbował przeforsować, łamiąc nałożone przez niego zaklęcia obronne.
– Horacy? – głos z pewnością należał do kobiety. – Horacy, wpuść mnie! 
„Nie powinna widzieć tego domu. Dumbledore był Strażnikiem Tajemnicy”, przemknęło mu przez głowę. „Kto to jest?”. 
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich niska, siwiejąca kobieta, ze zdziwieniem patrząca na blondyna. 
– Lucjusz? – zmarszczyła brwi, i w tym samym momencie upadła na podłogę, po tym jak Draco Malfoy ją oszołomił. 

***

– Dziękuję, Stróżko – Ginny uśmiechnęła się do zlęknionej skrzatki. – Powiesz mi, jaki mamy dzień? 
Skrzatka wlepiła w nią spojrzenie swych, dużych, okrągłych oczu.
– Nie, nie, nie! Stróżce nie wolno nic mówić. Nie, nie, nie.  Stróżka ma się nie odzywać. Stróżka ma tylko przynosić jedzenie. – Stróżka nerwowo potrząsała głową.
Ginny westchnęła, a skrzatka zniknęła za drzwiami. Od paru dni (pięciu? Czterech? Trzech? Powoli traciła rachubę) jej jedynym towarzystwem była właśnie ta domowa skrzatka, zjawiająca się trzy razy dziennie, żeby przynosić jej posiłki i pilnować w drodze do łazienki. Prócz tego, że ma na imię Stróżka, Ginny nie udało się dowiedzieć od niej nic więcej. 
Była traktowa nadspodziewanie dobrze. Nie licząc tego okropnego momentu, w którym Glizdogon trzymał ją swoimi obrzydliwymi łapskami, a grono śmierciożerców robiło sobie z niej zabawkę (na tę myśl poczuła jak wzbiera się w niej odraza), wydawało się, jakby wszyscy o niej zapomnieli. Zabrano jej różdzkę i zamknięto ją w małym, ciasnym pokoiku, w którym ledwo zmieściła się łóżko, małe okienko i regał pełen książek. Ginny czytała lepsze książki, niż 112 magicznych sposobów na czarujące paznokcie czy też Poradnik dobrego czarodzieja, część 1. Najpierw machnij różdżką, ale już sam fakt, że pozwolono jej czytać, był zdumiewający. I tak jej jedynym towarzystwem pozostała strachliwa skrzatka i domysły, przez cały czas pojawiające się w jej głowie. Bo po co zadali sobie trud, żeby ją porywać? Dlaczego ją przetrzymują? I najważniejsze – ile jeszcze czasu spędzi z Zaczarowanymi Zaklęciami Dla Każdej Pani Domu
Pogrążona w lekturze biografii Fatalnych Jędz, nie zauważyła, kiedy zapadła noc, a drzwi do jej pokoju nagle się otworzyły. A w nich stanął sam Lord Voldemort. 

7 komentarzy:

  1. fajny rozdział, czekam co dalej? I o co chodzi z tymi listami?

    OdpowiedzUsuń
  2. kto to ta jenna? a Draco jak zwykle fajny!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Niebawem planuję trochę więcej opowiedzieć o Jennie, ale to za kilka rozdziałów co najmniej.

      Usuń
  3. Naprawdę wciągające, widać, że z pomysłem i w dodatku z rozbudowaną fabułą. Z pewnością będę tutaj wracać i mam nadzieję, że dalej będzie tak samo dobrze, jak teraz. Wyczekuję kolejnego rozdziału z niecierpliwością. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę! Ogromnie dziękuję Ci za te słowa, to dla mnie bardzo ważne, że ktoś chce to czytać, i, co więcej, podoba się mu :)

      Usuń

Serdecznie dziękuję za wszystkie słowa kierowane ku temu opowiadaniu:) Krytyka? Tylko uzasadniona!