czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział 6. Ratować

Pisałam ten rozdział długo i nie jestem z niego do końca zadowolona - bardzo go przeżywałam i trudno było podejść mi do niego na chłodno, żeby skupić się na tekście. Przede wszystkim chciałabym serdecznie podziękować wszystkim komentującym i to właśnie Wam dedykuję ten rozdział - za motywację, wsparcie, za to, że jesteście. Kolejny rozdział postaram się dodać szybciej niż ten, a tymczasem zapraszam Was do lektury! Buziaki! Natalie

Kochana Ginny,
boję się, tak bardzo się boję. Jeszcze do niedawna ulegałam złudzeniu, że to wszystko: ten cały koszmar, Sam-Wiesz-Kto, śmierciożercy – że to wszystko się skończy, narodzi się nowy Chłopiec, Który Przeżył, nasze życie wróci do normy. Dopóki Robert nie został ranny, dopóki nie wrócił dzisiaj tak wcześnie z pracy, wojna wydawała się taka odległa: ulotki informujące o podstawowych środkach ostrożności, doniesienia w radiu o kolejnych zaginięciach. A teraz? Przegrywamy tę wojnę, jeżeli jeszcze jej nie przegraliśmy – dziś do Munga wtargnęli śmierciożercy, wyobrażasz to sobie?! Po prostu weszli, głównym wejściem, rzucili zaklęciami na wszystkie strony i rozkazali uzdrowicielom leczyć ich. Ich. Rannych sługusów Sama-Wiesz-Kogo! Zakazali im leczyć mugolaków i charłaków! Razem z kilkoma uzdrowicielami z jego piętra Robertowi udało się uciec, Merlinowi dzięki, za to teraz przeżywa katusze na myśl, że zostawił tam swoich pacjentów. Powtarzam, że to nie była jego wina, ale on nigdy mnie nie słucha…
Gdzie teraz podzieją się czarodzieje potrzebujący pomocy?
Wciąż pracuję nad TYM, ale nie mam pojęcia, gdzie zdobędę większość składników.
Ginny, mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze – proszę, jeśli tylko Ci się uda, napisz choć kilka słów, będę o wiele spokojniejsza. Twoja Jenna.


– Ale Panie, po co nam ta dziewczyna? Ginny Weasley? Potter nie zamierza po nią przyjść.
– Wszystko w swoim czasie, Severusie. Wszystko w swoim czasie. Ty już zresztą wykonałeś swoją powinność. – Lord Voldemort zachichotał, co stanowiło doprawy niecodzienny widok. – Szkoda Lestrange’a, ale cóż, przynajmniej teraz wiemy, że zawsze byłeś mi wierny, od razu należało poinformować cię o fałszywym Dumbledorze. Za to Draco Malfoy okazał się zdrajcą – głos Czarnego Pana w jednej chwili z rozbawionego zmienił się w śmiertelnie poważny. – Prędzej czy później wpadnie w naszą pułapkę, a wtedy spotka go kara.
– Oczywiście, Panie – skłonił się Snape, za pustą maską kryła się jednak galopada myśli.

***

Zabijać, jakie to łatwe, jakie banalne. Jakie przyjemne. Służący to tylko przeszkoda, zwykła przeszkoda, oszołomienie wystarczy. Ojciec, zaskoczenie w jego oczach mieszające się z przerażeniem – jak cudownie było widzieć to po raz w pierwszy na jego twarzy, a nie na twarzy matki. Czy naprawdę nikt przed nim nie odkrył, jak słodko smakuje zemsta? No dalej, Draco… Lepszej okazji nie będzie… Przecież już to robiłeś… Avada i Kedavra, tak jak siostry Nott. Co w tym trudnego? Dlaczego nie może wypowiedzieć tych dwóch słów? Przecież tak bardzo nienawidzi go, za to co zrobił… Wycelował różdzkę i wyszeptał „ava…”, kiedy ta nagle wyleciała mu z ręki. Co się stało? Był już tak blisko… Tak blisko… Czemu okazała się nieposłuszna?
– A więc Czarny Pan miał rację – powiedział cicho Lucjusz, trzymając w ręce dwie różdżki, własną i należącą do syna. – Jesteś zdrajcą. Cóż, w takim razie na pewno ucieszy się, kiedy cię mu dostarczę żywego… A tak się martwił, że zmarłeś, zanim zdążył stosownie cię ukarać… Chciałeś mnie zabić? Chciałeś zabić własnego ojca, Draco? Powtarzałem Narcyzie, że trzeba cię lepiej nauczyć manier.
Draco nie odpowiedział.
– Czarny Pan się ucieszy – powtórzył Lucjusz. – Dręt…!
Ale było to kolejne zaklęcie tego dnia, które nie miało zostać wypowiedziane do końca.
Drętwota! – wykrzyknęła brązowowłosa dziewczyna, jednocześnie łapiąc za rękę blondyna i wyobrażając sobie bogato zdobione domostwo, ze smutną staruszką wyglądającą zza firanki.

***

– CO TY SOBIE MYŚLAŁEŚ, DO LICHA CIĘŻKIEGO?! CHCIAŁEŚ NAS ZABIĆ?! JEŚLI TAK, TO, CÓŻ, Z PEWNOŚCIĄ CI SIĘ UDAŁO!
No właśnie, co on sobie, na przeklętego Salazara, myślał? Jak mógł narazić całą ich misję na niepowodzenie, skazać siebie samego i te uroczo rozłoszczoną dziewczynę obok na pewną śmierć? Co on narobił?
– ŚWIETNIE, FANTASTYCZNIE, GRATULUJĘ! NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE, PO CO? PRZECIEŻ WŁAŚNIE TYLKO URATOWAŁAM CI ŻYCIE! NO, TO JA CI NIE BĘDĘ PRZESZKADZAĆ, WRACAJ SOBIE DO VOLDEMORTA I PODAJ MU MOŻE ADRES GŁÓWNEJ SIEDZIBY ZAKONU FENIKSA, NA PEWNO BĘDZIE ZADOWOLONY!
– Obudzisz staruszkę – mruknął pod nosem, gdy tymczasem Hermiona Granger wciąż sztyletowała go wściekłym spojrzeniem. Czuł się jak dzieciak przypałany na wagarach i czekający na szlaban. W końcu dziewczyna prychnęła ze złością i wyszła z pokoju, z całej siły trzaskając drzwiami. Teraz był już pewny, że Fiona Bell się obudziła.
– Przepraszam – powiedział cicho do swojego odbicia w lustrze nad kominkiem. Poczucie winy zżerało go od środka, wciąż nienasycone i głodne wyrzutów, nie pozwalając mu spokojnie zasnąć.

***

Był środek nocy, tuż po dniu, w którym Zakon obiegła informacja, że Albus Dumbledore nie żyje. Został zamordowany tutaj, w domu rodziców Syriusza, w salonie. Snape po prostu wyciągnął różdżkę i go zamordował, na oczach Harry’ego i Neville’a, a oni nie zdążyli nic zrobić, zanim zniknął w ciemnościach. Na tę myśl poczuł, że robi mu się niedobrze. Dyrektor Hogwartu był jego nadzieją i przewodnikiem, był opiekunem – a teraz, tak samo jak jego rodzice, tak samo jak Syriusz, zginął. Pozostała mu jedynie Ginny, Ginny, zawsze pełna życia i wiary w ludzi – Ginny, która przebywała teraz być może w skąpanych krwią łapskach jakiegoś śmieciożercy, a może jeszcze gorzej – pozostawiona na pastwę losu, gdzieś w ciemnym lesie, z oczami na zawsze pozbawionymi błysku…
To była jego szansa. Wiedział, że zdoła wymknąć się z Zakonu bez niczyjej wiedzy, wiedział, że uda mu się dotrzeć do Hogwartu – bo jeżeli Ginny jeszcze żyje, nie, Ginny na pewno żyje, na pewno tam jest, w głównej siedzibie Voldemorta i jego śmierciożerczej armii. Przeszuka każdą salę, każdą wieżę, i każdy korytarz, a kiedy ją znajdzie, razem tutaj powrócą…
Wstał powoli, nasłuchując regularnych oddechów kolegów z pokoju. Był pewien, że nawet jeśli niechcący narobi hałasu, wszystko zagłuszy donośne chrapanie Rona, z którego po raz pierwszy w życiu się cieszył.
Czy może teleportować się do Hogwartu? („Ile razy mam powtarzać, że z Hogwartu ani do Hogwartu nie można się teleportować! Czy tylko ja czytałam Historię Hogwartu?!”, usłyszał w głowie poddenerwowany głos Hermiony). Hermiony, która była teraz z Malfoyem na niebezpiecznej misji… I nie wiedział, czy bardziej przerażający był z tego Malfoy czy niebezpieczna misja, skoro jedno w praktyce oznaczało drugie. Wszystko było nie tak, a teraz otrzymał niepowtarzalną szansę naprawienia tej jednej rzeczy – uratowania dziewczyny o ognistych włosach, na której tak bardzo mu zależało. Stracił już rodziców, ojca chrzestnego, Dumbledore’a… Nie mógł stracić jeszcze Ginny. Po prostu nie mógł.
Z nadzieją, że Voldemort zdjął zaklęcie uniemożliwiające teleportację, powoli zszedł na dół, starając się nie obudzić portretu pani Black. Otworzył drzwi.
– Harry?! – to był głos Luny. Co robiła sama na dworze o tak późnej porze? Zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, Chłopiec, Który Przeżył już obracał się na pięcie. Cel. Wola. Namiar. W szczególności wola.

***

Zając pojawił się nagle, świecący srebrną poświatą w pogrążonym w ciemnościach domu Horacego Slughorne’a. Hermiona obudziła się od razu, choć to Draco zobaczył patronusa jako pierwszy, nie zmrużywszy tej nocy oka.
– Dumbledore nie żyje – przemówił zając głosem Luny. Gryfonka podniosła w przerażeniu rękę do ust. – Harry teleportował się przed chwilą, podejrzewamy, że do Hogwartu, żeby odnaleźć Ginny. – po tych słowach zając rozpłynął się w powietrzu, zostawiając po sobie jeszcze przez chwilę srebrzystą mgiełkę.
– Dumbledore nie żyje – powtórzył martwo arystokrata. Kto go zabił? Jak to się mogło stać?
– Merlinie, Harry! Dumbledore mówił, żebyś nie tego nie robił, żebyś tam nie szedł… Tam jest Voldemort! On tylko na to czeka, właśnie po to była potrzebna Ginny… – Hermionie zatrzęsł się głos. – Godryku, Harry! Jak można dostać się do Hogwartu? – zwróciła się do blondyna.
Draco uniósł brwi.
– Na litość boską, Malfoy! Jak można dostać się do Hogwartu?! – krzyknęła histerycznie.
– Uspokój się, Granger – warknął. – Miałaś rację, mapa pokazała drugi adres. Musimy skupić się na kolejnym horkruksie…
– Mam gdzieś tę twoją mapę! Nie rozumiesz, że Harry poszedł prosto do serca, do głównej siedziby Voldemorta? On go zabije i Ginny też! Musimy mu pomóc! Musimy tam pójść!
– Rozumiem tylko tyle, że bliznowaty postanowił popełnić samobójstwo, a Dumbledore nie żyje i zostawił nam misję do wykonania – odparł chłodno Ślizgon.
– A ja myślałam, że… – dziewczyna urwała. – Jesteś taki sam jak oni! – wypowiedziała największą obelgę, a potem wybiegła, łapiąc po drodze za swoją magiczną torebkę. Po raz kolejny z całej siły trzasnęła drzwiami.

***

Stanął, oświetlając sobie różdżką wielkie drzwi. Czy przy bramie nie powinny stać straże? Czy powinien wejść? Czy zamek chroniony jest jakimiś zaklęciami obronnymi? Gdzie jest Ginny?
Nieniepokojony przez żadną rzecz, otworzył drzwi.

***
– Panie! Harry Potter jest w zamku!
– Niech wszyscy schowają się do swoich pokoi. Nie wolno rzucić ani jednego zaklęcia. Ma poczuć, że Hogwart jest pusty, rozumiesz Zabini?
– Ale… ale Panie… to Harry Potter…
– Wiem, kim jest Harry Potter. Ma odnaleźć dziewczynę bez żadnych przeszkód. To nie była prośba, Nott.
Dwóch śmierciożerców spojrzało na siebie bezradnie.
– T-tak jest, Panie – wyjąkał Nott.

***

Gdzie powinna najpierw pójść? Zakon? Hogwart? Zadrżała na myśl o szkole, która przemieniła się w siedzibę zła. Harry, dlaczego nas nie posłuchałeś?

***

Poruszał się kolejnymi korytarzami, nie napotykając żywej duszy. Dziwne. Gdzie podziali się śmierciożercy? W którym pokoju jest Ginny?

***

Co on zrobił? Wysłał tę przygłupią Gryfonkę na pewną śmierć! Jak mógł ją samą posłać do Hogwartu? Bliznowaty oczywiście nie zasługiwał na jakąkolwiek pomoc, ale dlaczego pozwolił Granger odejść? Czy jeden z tych złotych, zdobionych wazonów stojących dookoła spadł mu na głowę i zmiażdżył mu mózg? Swoją drogą, co ta brązowowłosa szlama go obchodziła? Może i była ładna, ale z pewnością nie bardziej niż Avada czy Kedavra Nott, a prócz tego chyba kochała Wieprzleja? Co prawda nigdy o nim nie wspominała i nie wiedział właściwie, jak to z nimi było, ale chyba jednak byli parą? Dlaczego go to obchodzi? „Jesteś taki sam jak oni”, usłyszał nagle zupełnie wyraźnie, jakby stała tuż obok niego. Zaklnął perfidnie pod nosem i teleportował się w ślad za Gryfonką.

***

Cho, czy to mogła być Cho Chang? Bardzo się zmieniła, odkąd ostatni raz ją widział, i wydoroślała. Ciemny kostium śmierciożerczyni zupełnie do niej nie pasował.
„Gdzie jest Ginny”, zapytał bezgłośnie, poruszając jedynie ustami.
Wydawała się być przerażona jego widokiem.
„Obok historii magii”, odpowiedziała tym samym sposobem, a potem dodała: „Uciekaj”.
Zapamiętał, co pierwsze, zignorował, co drugie. Ginny żyła. Żyła! Czy istnieje cudowniejsze uczucie niż ulga, rozlewająca się po całym jego ciele? Teraz biegł już jak najszybciej jak mógł, nie przejmując się tym, że jego poczucie bezpieczeństwa jest fałszywe, że gdzieś tu muszą być śmierciożercy nastawieni nie tak przyjaźnie jak zapomniana już w jego pamięci Krukonka.

***
– Panie, ale co mamy zrobić, gdy znajdzie Weasley?
– Pozwolić mu wyjść, oczywiście. Niebawem sam do nas wróci, i dopiero wtedy zadziwimy go naszą gościnnością, Zabini…

***

Alohomora! – wątpił, czy zadziała, ale się udało. Musieli zupełnie nie pilnować Ginny, zabrali jej jedynie różdżkę. Ale to nic, Olivander ukrywał się w rodzinnym domu Tonks, na pewno zrobi dla niej nową.
– Ginny! – krzyknął, w tej jednej chwili będąc najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Stała tam, koło łóżka, taka sama jak ją zapamiętał, może nieco wychudzona i drobniejsza, wyglądająca jakby jedno dotknięcie palcem mogło sprawić, że rozsypie się na tysiące maleńkich kawałeczków.
– Ginny – dodał już spokojniej, obejmując ją. Spojrzała na niego nic nie rozumiejącym wzrokiem.
– Harry… Harry Potter? – zapytała, marszcząc brwi.
– Chodź, Ginny, szybko, musimy uciekać – powiedział, łapiąc ją za rękę. Jeszcze nie zauważył jej niepewnego spojrzenia. Jeszcze nie przyjął ciosu.

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!! Zastanawiam się co wymyślił Voldemort z Ginny. Akcja super się rozwija, więc na pewno wpadnę na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna jest Twoja historia. Czekam na następne rozdziały.
    Pozdrawiam
    Kasi

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne, boskie, najlepsze! Kompletnie nie rozumiem czemu jesteś zawiedziona tym rozdziałem. Jestem przegenialny! Czekam z niecierpliwością na kolejny :) Czy mi się zdaje czy Voldemort "zaprogramował" Ginny, żeby nienawidziła Harry'ego.. Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Czekam na następne :)
    Zapraszam do sb dopiero zaczynam
    http://when-the-fire-melts-the-ice-dramionee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy rozdział, ciekawy, trochę krótki. Wciąż nie mogę z tych imion Avada i Kedavra, mistrzostwo! :D Hermiona jak zawsze musiała ratować tyłek Malfoy'owi bo ten to czasami jakby nie miał mózgu ;) Zachciało mu się zabijać ojca... Wciąż ciekawią mnie te listy i nad czym pracuje tajemnicza Jenna i co ma to wspólnego z Ginny. No i co Voldemort zrobił Ginny? No cóż znowu pozostanę z pytaniami :D Dawaj szybko kolejny rozdział.
    Mrużka

    OdpowiedzUsuń
  6. Szukając różnych opowiadań o dramione znalazłam Twój i muszę przyznać ciekawie. Pojawia się sporo różnych postaci. Hermiona w Twoim wykonaniu jest fenomenalna. Wydaje się taka inna niż dotychczas spotkałam. No i jeszcze Ginny. Tajemniczo się robi. Umiesz wciągnąć czytelnika. Ze mną ci się udało i to bardzo. W dodatku jest mój ulubieniec Voldemort! Na pewno zgotuje prawdziwe piekło. Podoba mi się Twój styl jak i sama historia. Masz wiele ciekawych pomysłów i imponujesz mi bardzo. Pozostaje mi pozdrowić ciebie i życzyć weny.

    www.storyline-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. http://dracoandhermionefanfiction.blogspot.com
    DRAMIONE:
    Pokój, to słowo, które przejawiało się w Proroku Codziennym bardzo często od czasu zakończenia Bitwy o Hogwart Każdy znalazł własną jego definicję, jedni pogrążyli się w smutku i żałobie, codziennie pamiętając o tych których stracili, inni zrobili krok naprzód i postanowili odnaleźć swoje miejsce budując wszystko od nowa. Większość osób zdecydowało się na powtarzanie ostatniego rocznika w szkole Magii i Czarodziejstwa by dostać się do lepszej pracy. Niestety niespełna pół roku po tamtej tragedii, pośród nieświadomych niczego czarodziejów zaczyna powstawać kolejna krwawa sekta na pogorzeliskach byłych wyznawców Sami Wiecie Kogo. Kiedy tragiczny wypadek ma miejsce w Hogwarcie, nie da się już dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Czy były śmierciożerca, Draco Malfoy jest w to zamieszany? Jak rozwinie się jego relacja z Hermioną Granger, która uwięziona jest przez swój sekret?

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za wszystkie słowa kierowane ku temu opowiadaniu:) Krytyka? Tylko uzasadniona!