piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 5. Tracić

I jest - rozdział piąty, trochę później niż zapowiadałam, ale za to... ma sześć stron A4! To zdecydowanie mój rekord i mam nadzieję, że choć odrobinę wynagrodzi to Wam czekanie. Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze - każdy z nich wywołuje uśmiech na mojej twarzy i ogromnie motywuje. Rozdział z dedykacją dla kochanej M., która w ostatnim czasie bardzo mnie wspiera, jestem Ci dozgonnie wdzięczna. Uwaga! W rozdziale ukryta jest dla Was mała zagadka-niespodzianka - następny rozdział zostanie zadedykowany osobie, która pierwsza odgadnie, o co chodzi! Całusy. Wasza Natalie.

Kochana Ginevro!
Piszę do Ciebie bardzo szybko, bo niestety nie mam za wiele czasu – obiecałam pomóc Irene z gnomami w ogródku, a to przeklęte ptaszysko, Wiktor, znowu podziobał mnie do krwi. Kto go nauczył tego okropnego zwyczaju? Już ja porozmawiam z Robertem, kiedy wróci z pracy – Wiktor nigdy ani go tknął! Ale nie o tym chciałam, Ginny. Udało mi się rozszyfrować tę starą księgę i wszystko wygląda na to, że odnalazłam to, czego tak usilnie szukałyśmy! Martwią mnie tylko rzeczy, które wyczytałam w rękopisie o Heldze Hufflepuff, ale to nie coś, co mogę opisać w liście. Zaczęłam już zbierać składniki do TEGO eliksiru – nigdy w życiu nie miałam w rękach tak trudnego przepisu! Zanim to skomplentuję, miną tygodnie. Ostatni raz tak bardzo męczyłam się z kociołkiem, kiedy robiłam dla Szalonookiego cały zapas Wielosokowego!
Doprawdy nie wiem co dzieje się z obecną prasą. Oczywiście tego szmatławca, Proroka Kłamliwego, teraz już nikt nie czyta – wcale bym się nie zdziwiła, gdyby redakcja zbankrutowała, nikt już nie ufa tym bzdurom, jakie tam wypisują – ale martwi mnie to, że z półek znikają kolejne gazety. „Tajemnic Transmutacji” nie widziałam już od tygodni, zniknął też „Żongler” i moja ukochana „Sekretna Alchemia”. Może to tylko w tym miasteczku? Nie zniżę się przecież do poziomu Irene, żeby czytać „Czarownicę”! Moja szwagierka to prenumeruje, bo dzięki temu dostaje dodatek z wszystkimi aktualnościami na temat Gilderoya Lockharta. Wyobrażasz to sobie? Całuję i przesyłam pozdrowienia od Roberta.
Twoja Jenna


Hermiona otworzyła oczy. Co ją obudziło?
– Wyspałaś się, Granger? – zapytał blondyn ze złośliwym uśmieszkiem.
– Nie – burknęła, niezadowolna z przerwanego snu. – Co się stało? – zapytała, rozglądając się po pokoju. Już kiedy tu przybli, zwróciła uwagę na to, jak bogato i wygodnie był urządzony. Ściany uginały się od nadmiaru obrazów starszych czarodziejów i zdjęć ludzi, których dziewczyna nie znała, a całą powierzchnię podłogi przykrywały grube, puchaty dywany, na których leżały równie grube i puchate poduszki. Krzyknęła cicho. Przed drzwiami, tuż obok niedbale rzuconych tam przez poprzedniego właściciela To nie miało prawa się zdarzyć. Sekrety Alchemii autorstwa Jenny Middleton i 105 sposobów na zaczarowane kreacje Amy Watson leżała bez ruchu starsza kobieta, z siwymi włosami tworzącymi aureolę wokół jej głowy.
– Kto to jest? Oszołomiłeś staruszkę! – stwierdziła ze zgrozą.
– To był odruch – skrzywił się młody Malfoy. Skąd miał wiedzieć, kim ona była? Podszedł do kobiety i wyszeptał odpowiednie zaklęcie. Jej powieki powoli uniosły się do góry.
– Horacy? – zapytała, wodząc po pokoju nieobecnym wzrokiem. Arystokrata zauważył, że jej ręka sięga do różdzki schowanej w kieszenki płaszcza; natychmiast ją rozbroił.
– Proszę pani! Proszę pani, napije się pani czegoś? – zapytała Hermiona, pomagając wstać staruszce i zaprowadziła ją do wielkiego fotela naprzeciwko ciepłego kominka. Kobieta zacisnęła ręce na swojej wielkiej torbie i przetarła oczy zza okrągłych, grubych okularów.
– Wody – rzuciła staruszka, przyglądając się im uważnie. – Jesteś spokrewniony z Lucjuszem? – zwróciła się do Dracona.
– To mój ojciec – odparł, zanim zdążył się zastanowić, dlaczego w ogóle odpowiada na jej pytania. Co prawda nie mogła być śmierciożercą w przebraniu, bo po tym czasie, od kiedy ją oszołomił, byłoby to już widać, ale i tak lepiej zachować wszelkie środki ostrożności.
– Nigdy go nie lubiłam, ale Horacy uważał go za bardzo utalentowanego. – zmarszczyła brwi.
– Nazywasz się Draco Malfoy?
– Tak.
Raptownie wstała, a jej oczy zaczęły ciskać błyskawice. Gorączkowo szukała swojej różdżki, aż odnalazła ją w rękach Dracona. Spojrzała na niego ze złością. – To przez ciebie Katie była tyle miesięcy w Mungu!
– Słucham?
– Katie, Katie Bell. Horacy mi powiedział, że to syn Lucjusza dał jej ten przeklęty naszyjnik! Mogłeś ją zabić, kretynie! Kto, na Merlina, daje dziewczynie czarnomagiczną biżuterię?! Dziękuję, panno…?
– Granger, Hermiona Granger – podpowiedziała dziewczyna i podała staruszce szklankę wody, którą znalazła na tyłach szafki w kuchni. – Proszę pani, kim pani jest?
– Nazywam się Fiona Bell. Zechcecie mi wyjaśnić, gdzie podział się Horacy i co robicie w domu mojego brata?
Hermiona zerknęła szybko na blondyna, który z nieodgadnionym wyrazem twarzy przyglądał się kobiecie.
– Pani Bell… – zaczęła łagodnie. – Horacy Slughorn nie żyje od kilku tygodni.
– To niemożliwe. Powiadomiliby mnie. Dumbledore by mnie powiadomił. – staruszka kręciła głową, patrząc na nią z niedowierzaniem. – On się ukrywał. Horacy. Był ostrożny…
– Zmarł we śnie – powiedziała delikatnie Hermiona.
– Nie. Nie wierzę ci. Nie wierzę wam. Co z nim zrobiliście? Co robicie w jego domu?! Kim jesteście?! – Fiona Bell patrzyła na nich z panicznym strachem, w jej oczach zebrały się łzy. Szlochała głośno. Dziewczyna głaskała staruszkę po plecach, przemawiała do niej uspokajająco, jednocześnie patrząc na Malfoya ze złością. Nic nie robił sobie z tragicznej wiadomości, jaką właśnie była zmuszona przekazać biednej kobiecie ani z tego, że przecież mają misję do wypełnienia – nie mogą opiekować się staruszką pogrążoną w żałobie.

***

– Salazarze, Granger! W moim domu nie ma żadnego przeklętego horkruksa!
– To ty mi powiedz, dlaczego mapa akurat go pokazuje!
– Skąd mam wiedzieć?! Nie mnie Dumbledore prowadził całe życie za rączkę!
– Sam-Wiesz-Kto chyba ci wytłumaczył, jak to działa, Malfoy! I przestań się na mnie wydzierać, bo obudzisz panią Bell. – dodała już spokojniej Hermiona. Nie mogła znieść towarzystwa tego nadętego, zarozumiałego i kapryśnego arystokraty. Dopiero przed chwilą udało jej się uspokoić panią Bell na tyle, że staruszka zgodziła się pójść do pokoju na górze i się zdrzemnąć.
– Wzruszyłem się – prychnął. Miał dość tej roztrzęsionej staruszki, która na dodatek przypomniała mu o nieszczęsnym szóstym roku, płaczącej za starym Ślimakiem gdzieś na piętrze, a jeszcze bardziej denerwowała go ta głupia i przemądrzała Gryfonka. Co ona sobie myślała? Że Czarny Pan wskazał mu wszystko palcem, kiedy poprosił (Czarny Pan? Poprosił? Rozkazał), żeby sprawdził i w razie potrzeby chronił jego horkruksy?
– Pokaż tę mapę – zażądała. Blondyn niechętnie rozłożył na stole niezapisany pergamin. Gdy dotknął go różdżką, na mapie powoli pojawił się adres, jakby pisało go niewidzialne pióro, trzymane przez osobę przywiązującą wielką wagę do kaligrafii. Pierwszy problem polegał na tym, że był to tylko jeden adres, podczas gdy horkruksów, jak mówił mu Czarny Pan, było siedem. Drugi problem polegał na tym, że był to adres rezydencji Malfoyów, w której dorastał. Co jakikolwiek horkruks robił w jego domu? Czy Czarny Pan mógł tam go ukryć, powierzyć go Lucjuszowi? Niezbyt prawdopodobne. I jeszcze Granger… pochylała się teraz w skupieniu nad pergaminem, marszcząc swój drobny, słodki nosek… „Przestań o tym myśleć, kretynie”, zganił się w duchu.
– Zastanawiam się… – zaczęła Hermiona. – Myślę, że…
– O, a to nowość – parsknął Draco.
Spojrzała na niego z nieukrywaną niechęcią.
– Czy mógłbyś z łaski swojej przestać popisywać się swoim wybrakowanym poczuciem humoru, ruszyć swój napuszony tyłek i mi pomóc? Bo chyba już wiem, dlaczego ta mapa pokazuje twój dom. – ostatnie dwa słowa dziewczyna wymówiła z odrazą.
Popatrzył na nią kpiąco.
– Będę już grzeczny – obiecał, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
– Harry mi chyba kiedyś coś wspominał o dzienniku Toma Riddle’a. Tym, który opętał Ginny w drugiej klasie – umilkła na bolesne wspomnienie o Ginny. Draco skinął głową, słyszał o tej historii. – No więc, po tym jak Harry go zniszczył, zdaje się, że oddał go Lucjuszowi Malfoyowi… Twojemu ojcu, Malfoy. Dziennik pewnie gdzieś tam leży.
– Jest zniszczony. Po co mapa miałaby go pokazywać? – burknął, w myśli jednak był naprawdę pod wrażeniem umysłu Gryfonki.
– To już ty powinnieś mi powiedzieć. Może mapa pokazuje wszystkie horkurksy? – Hermiona była z siebie dumna.
– Świetnie, Granger. Wybitny. I co mamy zrobić z tą wiedzą? Zmusić mapę do pokazania kolejnych adresów? Znasz zaklęcie?
– Wydaje mi się, że powinnyśmy się tam wybrać, a mapa jakby… odhaczy to miejsce, wskaże nowe – Hermiona nic nie robiła sobie z kpin blondyna.
Draco przyglądał się brązowym pasmom jej włosów na ramionach.
– Wspaniały pomysł. To może teraz wytłumaczysz mi, jak wejdziemy do mojego domu – ja, uznawany powszechnie za zmarłego i ty, wszystkim znana przyjaciółka bliznowatego? Osobiście jestem pewny, że powitają mnie z ciasteczkami i herbatką, ale co do ciebie nie byłbym taki pewny…

***

To był głupie. Bardzo głupie. Robiąc w myślach szybki przegląd, musiał przyznać, że będzie to zdecydowanie najgłupsza rzecz jaką zrobi w życiu, zaraz po krótkim związku z Avadą Nott i pocałowaniu w policzek Goyle’a w pierwszej klasie, kiedy takie wyzwanie zadał mu Zabini. To będzie samobójstwo, na dodatek pod okiem kochanego ojczulka, w jego ukochanym domu, w którym rodzice wpajali mu tyle przydatnej wiedzy na temat czystości krwi. Numer jeden na jego liście marzeń na kolejny miesiąc. Powinien powiedzieć Granger, że najbardziej lubi niebieskie chryzantemy na grobach?

***

To było głupie. Bardzo głupie. Robiąc w myślach szybki przegląd, musiała przyznać, że będzie to zdecydowanie najgłupsza rzecz jaką zrobi w życiu, zaraz po krótkim związku z Ronem i uczęszczania na wróżbiarstwo do tej starej wariatki w trzeciej klasie, kiedy chciała zdawać z każdego przedmiotu. To będzie samóbójstwo, na dodatek na oczach pyszałkowatego, przystojnego, zidiociałego arystokraty w jego własnym domu, w którym przed laty była torturowana. Numer jeden na jej liscie marzeń na kolejny miesiąc. Powinna powiedzieć Malfoyowi, że najbardziej lubi słoneczniki?

***

– To głupie – powiedziała na głos Hermiona, starając się nie dopuścić do tego, żeby Malfoy zorientował się, jak bardzo się boi. Ten pomysł był naprawdę chybiony, choć jedyny, jaki im pozostał. Za chwilę zamierzali się teleportować do rezydencji Malfoyów, tylko po to, żeby tam wejść, bo w końcu dziennik Riddle’a został zniszczony, narażając się na spotkanie Lucjusza Malfoya, a kto wie, kogo jeszcze.
– Bardzo głupie – wyjątkowo zgodził się z nią Draco. Ten pomysł był naprawdę chybiony, choć jedyny, jaki im pozostał. Za pomocą magii zmienili swój wygląd i uważał, że było mu naprawdę nie do twarzy w ciemnorudych lokach i orlim, paskudnym nosie. A Granger wyglądała o wiele lepiej na co dzień niż teraz, gdy stała się wymalowaną blondynka z różowymi paseczkami. Tęsnił ze jej brązowymi, jedwabistymi (nigdy ich nie dotykał, ale był pewien, że w dotyku muszą być jeszcze bardziej delikatne, niż mu się wydawało) włosami.
– Na pewno chcemy to zrobić?
– Nie, Granger – zaśmiał się blondyn. – My nie chcemy tego zrobić, my musimy to zrobić.
Dotknął jej ręki, żałując, że nie może choć odrobinę przedłużyć tej chwili i przywołał w myślach obraz domu rodzinnego. Cel. Wola. Namiar.
Wylądowali na trawie przed bramą. Hermiona wzdrygnęła się na wspomnienie ostatnich okoliczności, w jakich tu wylądowała – to było wiele miesięcy temu, kiedy tuż po tym jak wyruszli na poszukiwania razem z Harry’m i Ronem, zostali złapani w lesie przez szmalcowników i przyprowadzeni tutaj. Wtedy uratował ich Zgredek, najdzielniejszy skrzat, jakiego znała, lecz kto uratuje ich dzisiaj? (Będąc przy skrzatach domowych, czy Malfoy poparłby WESZ? Kretynka, to oczywiste, że nie).
Draco wyjął różdżkę i wyszeptał po cichu kilka słów. Brama otworzyła się przed nimi.
– Czy ktoś się nie zorientuje, że weszliśmy? – zapytała.
– Dopóki nie wejdziemy do budynku, nie. Moja obecność wystarczy, żeby przełamać zaklęcie ochronne. To w końcu mój dom.
Załomotali do drzwi.
Imperio – wyszeptała Hermiona, gdy tylko w przejściu stanął służący. Źle czuła się z używaniem Zaklęć Niewybaczalnych, ale nie miała wyboru. „Mów prawdę. Powiedz nam, czy w domu ktoś jest?”.
– W domu jest Pan, Melanie, Anne i ja – powiedział mechanicznym głosem.
– To służące. – odetchnął Draco. Jedynym zagrożeniem był więc jego ojciec. „Idź do gabinetu Lucjusza Malfoya i powiedz mu, że na skaju lewego skrzydła wybuchł pożar”, nakazał chłopakowi, a potem weszli do domu. Wielki hol, zimna, czarna posadzka, zachwycający żyrandol. Z każdym krokiem wspomnienia wracały, wypełniały jego głowę, powracały stare obrazy, przykurzona przeszłość. Boże Narodzenie. Jego matka, uśmiechnięta, podająca mu prezent, rodowy pierścień Malfoyów. „Żebyś zawsze pamiętał, kim jesteś”, powiedział wtedy Lucjusz. „Kim jesteśmy my, a kim są oni”, dodał z pogardą. Wycieczka do Stanów Zjednoczonych, przerażona matka, kiedy ojciec mocno uderzył go w policzek – był to pierwszy i ostatni raz, ale nigdy nie udało mu się zapomnieć bólu: kary za rozmawianie z miłą mugolką, kiedy miał osiem lat. Ciemny pokój, ogień dogasający w kominku. „Azkaban to więzienie dla czarodziejów, Draconie. Jeżeli będziesz niegrzecznym chłopcem to właśnie tam trafisz”, straszyła go babcia. Głos ojca podczas lekcji matematyki w domu.. „Ale tak naprawdę, synu, musisz wiedzieć tylko jedno: ludzi nie można szanować, ich trzeba deptać, a to co zostanie, zdrapywać z podeszwy”…
Przemykali korytarzami, nasłuchując. W końcu się doczekali.
– Jaki pożar, Gordon? O czym ty mówisz? Przeklęta Melanie! Jeżeli znowu to zrobiła… – usłyszeli przebiegającego obok Lucjusza i służącego, którego Hermionie zrobiło się żal. Jeżeli okaże się, że żadnego pożaru tak naprawdę nie było, wyleci z pracy, a może i gorzej…
Accio Dziennik! – wyszeptał Draco, gdy tylko głosy ucichły. Chwilę później zobaczyli sunący w stronę blondyna upiorny notatnik, wciąż z kłem bazyliszka wbitym w okładkę. Hermiona schowała go w swojej torebce.
– Uciekajmy – poprosiła dziewczyna, ale Malfoy wyraźnie jej nie słuchał. Wpatrywał się w korytarz, w którym zniknął jego ojciec. To było przecież takie proste… To przez niego matka popełniła samobójstwo, to ją dręczył latami… Lucjusz był sam, na pewno zdołałby go rozbroić… Mógłby ją pomścić…
– Malfoy, idziemy – syknęła Hermiona. Naprawdę, nie dość, że musiała z tym napuszonym człowiekiem spędzać cały swój czas, to na dodatek on zamierza teraz wszystko popsuć.
– Zaczekaj tutaj – odpowiedział, nie patrząc na nią.
– Słucham? Co? Na Godryka, Malfoy, co ty chcesz zrobić?!
Ale on nie odpowiedział. Biegł już w zupełnie inną stronę, pewien, czego chce zrobić. Zemsta smakowała tak słodko… Wiedział, że różdżka go nie zawiedzie…
– Draco! Merlinie, Draco! – krzyknęła przestraszona Hermiona, nie zdając sobie sprawy, że po raz pierwszy nazwała go po imieniu. Pobiegła za nim.

***

Wojna nie sprzyjała interesom. George Weasley coś o tym wiedział. Właściwie cały czas dziwił się, że wciąż pozwalano mu prowadzić jego mały sklep z magicznymi gadżetami. Większość sklepów na Pokątnej już dawno została zamknięta, a nad witrynami widniały Mroczne Znaki. A przynajmniej oszukiwał się, że nie wie dlaczego pozwalają mu prowadzić sklep – był im potrzebny. Łudził się, że dobrze wybiera swoich klientów, że nigdy nie sprzedał niczego śmierciożercom, którzy zamordowali jego brata. Ale skąd miał wiedzieć, że ta miła kobieta, która przed południem zakupiła kilka kanarkowych kremówek, nie była Lucjuszem Malfoyem w przebraniu? Nie był co prawda pewny, czy Lucjusz Malfoy gustuje w kremówkach, ale przecież miał tylu klientów, którzy kupowali o wiele bardziej przydatne rzeczy – peruwiański proszek natychmiastowej ciemności, odporne na uroki kapelusze, eliksiry z serii Bardziej Trwałe Mikstury. Gdyby to wszystko wpadło w niepowołane ręce… Gdyby jego produkty pomagały złej stronie… Ale przecież nie mógł zamknąć interesu. Galeonów nie dało się wyczarować. Gdyby zamknął Magiczne Dowcipy Weasleyów, Zakon musiałby oddelegować specjalną grupę aurorów wytrenowaną w obrawywaniu Gringotte’a. On i Bill byli teraz głównymi zarabiającymi, zarówno na rodzinę, jak i na utrzymanie Zakonu Feniksa. Ojciec odszedł z Ministerstwa, Charlie zajmował się sojuszami z istotami magicznymi, Percy… Percy był kolejną osobą, którą zabrała wojna. Zaklęcie trafiło go, zanim pogodził się z ojcem, zanim pogodził się z rodziną. Zanim Bill i Fleur doczekali się córeczki. Zanim odszedł Fred. Zanim porwano Ginny.
– Dzień dobry, panie Weasley, poszukuję Edycji Limitowanej Bombonierek Lesera… To dla mojego brata, ma w tym roku egzaminy, to bardzo pilne – paplała nowa klientka. „Ciekawe, gdzie chodzi do tej szkoły”, pomyślał George. Odkąd Hogwart przejął Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, przyjmowano tam jedynie czarodziejów czystej krwii. Wielu rodziców decydowało się na naukę dzieci w domu, wielu wysyłało je do szkół zagranicą… A jeszcze inni oddawali je do mugolskich sierocińców, w naiwnej nadziei, że to je uchroni. Nie mogli bardziej się mylić.
– Należy się trzy galeony i pięć knutów…

***

Życie w głównej siedzibie Zakonu Feniksa toczyło się powoli. Na parterze, w największych pomieszczeniach, najbardziej doświadczeni czarodzieje i czarownice ustalali kolejne taktyczne zagrania w walce z Voldemortem – co ładnie brzmiało napisane w raportach, zaś w prawdziwym życiu sprowadzało się do „nie wiemy, co mamy robić”. Czasami Luna zastanawiała się, czy przypadkiem już nie przegrali tej wojny. W Hogwarcie rządzili się śmierciożercy, nauczając małych czarodziejów czystej krwii tajników czarnej magii i wmawiając, że mugole są źli. Ministerstwo również niedługo poupadnie. Czarodziejski świat skrył się w podziemiu, w domowych piwnicach, w panice słuchając w radiu o kolejnych upiornych morderstwach, w pośpiechu pakując dobytek, żeby wyjechać. A mugole? Przekonani, że koniec świata jest blisko, obwiniali o kolejne kataklizmy, tragedie i katastrofy nieudolny rząd, bojący się zagłady jeszcze bardziej od nich. I tylko tutaj, w siedzibach Zakonu Feniksa porozrzucanych po całej Anglii, zebrali się jeszcze zdeterminowani czarodzieje, gotowi stawić czoła złu. To również brzmiało dobrze w bohaterskich pieśniach, w praktyce jednak sprowadzało się do przesiadywania w licznych pokojach na piętrze, ciesząc się chwilami spędzonymi z rodziną i przyjaciółmi, z wymienianiem się pocieszającymi uwagami.
Wojna nie zmieniła ich życia – wciąż smucili się i cieszyli, zakochiwali i rozstawali, a jednak nadała temu wszystkiemu całkowicie inny, okrutny wymiar – pokazała im, jak łatwo mogą to wszystko stracić…
Zeszła na dół, zmęczona wysłuchiwaniem paplaniny Parvati. Kiedy jeszcze była z nimi Hermiona, jej koleżanki Gryfonki ją akceptowały, ale teraz znów miała wrażenie, że stała się dla nich z powrotem Pomyluną, tą ze śliwkowymi naszyjnikami, tą chodzącą z Longbottomem.
– To niemożliwe. To niemożliwe. Arturze, powiedz, że to nieprawda…
– Nie, nie, nie, nie wierzę. Nie Dumbledore!
– Snape to zrobił…
– Severus? Nie wmówicie mi…
Za oknami zapadał zmrok, w radiu wciąż śpiewały Fatalne Jędze, których nikt nie uciszył, a w upiornych szeptach i porażających krzykach po domu rozszerała się wieść, że Albus Dumbledore nie żyje.

12 komentarzy:

  1. Zapowiada się ciekawe opowiadanie :) z pewnością będę tu zaglądać, mam nadzięję, że opowiadanie z czasem nie straci na jakości:) Pozdrawiam i życzę wielu pokładòw weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę :)

      Usuń
  2. Albus ;c
    Ciekawe opowiadanie ;)
    Czekam na kolejny rozdział (szybko dodaj !!) ;P
    Serdecznie życzę weny ! ♥

    i zapraszam do siebie
    hermiona-i-malfoy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dodany :) O Albusie niedługo będzie trochę więcej, ale na razie cii... Dziękuję bardzo! Na pewno w wolnej chwili zajrzę.

      Usuń
  3. Natalie Cateterin4 sierpnia 2015 15:24

    Bloga znalazłam niedawno, a spodobał mi baaardzo ^^ ten rozdzial jest naprawde wspaaniały, nie moge sie doczekać następnego <3
    Weny, weny życzę i pozdrawiam ;-)
    Cateterin

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe, ciekawe. Jestem pewna, że dalej też będzie wciągająco! Czekam jak na szpilkachna kolejny rozdział!
    Pisz dalej <3

    Zapraszam na 2 rozdział:
    http://lucjusz-i-miona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobało :)
      Na 2 rozdział już zajrzałam, niestety z opóźnieniem, ale nie udało mi się wcześniej :( Swoją opinię już zamieściłam w komentarzu na Twoim blogu!

      Usuń
  5. Super opowiadanie, przeczytalam wszystkie rozdziały jednym tchem. Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. O co chodzi z tymi listami? Dlaczego Snape zabił Dumbledora? Co Draco widzi w zwierciadle Ein Eingarp? Tak wiele pytań :D Mam nadzieję że na rozdziały nie trzeba będzie długo czekać i weny życzę!
    Mrużka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję dziękuję dziękuję! Bardzo się cieszę, że komuś podoba się to opowiadanie :) Cóż, nad tymi pytaniami będę rozwodzić się w kolejnych rozdziałach ;)

      Usuń
  6. Świetny blog! Przeczytałam przed chwilą wszystkie rozdziały, nie mogłam się oderwać :) Super piszesz i masz genialna wyobraźnię :) Pierwszy raz spotkałam się z taką fabułą. Na pewno wpadnę przeczytać kolejny rozdział :) Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ♥ Ogromnie dziękuję za miłe słowa, to bardzo wiele dla mnie znaczy!

      Usuń

Serdecznie dziękuję za wszystkie słowa kierowane ku temu opowiadaniu:) Krytyka? Tylko uzasadniona!